Ktoś może powiedzieć że nad czym tu się zachwycać. Cztery kilo w tydzień na niejednej diecie się zrzuci. Niby racja, ale nie wiem jak Ty drogi czytelniku, ale ja wtedy chodzę zazwyczaj potwornie głodna, zmachana po ilości brzuszków i przerażona, że jak tam mam walczyć o każdy kilogram mniej do końca życia to zwariuję, albo polegnę.
Ja przez te całe dziesięć dni nie byłam głodna, jadłam właściwie to co lubię bo mięsna ze mnie Bigbabcia, pierwsze dni co prawda bardzo za mną chodził chlebek, bo nadal piekę dwa razy w tygodniu chlebuś domowy dla mojego męża, chociaż on stwierdził, że nie muszę, ale uwielbiam ten zapach w domu i z czymś wypada walczyć, więc walczę z pokusą odkrojenia sobie kromeczki domowego.
Dziś trzeci dzień fazy PW więc na śniadanie jajka na miękko i biały serek, ogórek poplasterkowany, a na obiad oczywiście moje ulubione leczo z papryki, cebulki, cukinii, pomidorów puszkowych, indyka, doprawione ziółkami. Zupencję z brokuła ugotowałam tak przy okazji na mleku 0% bo zostało włoszczyzny, jakaś marchewka cebulka, na kostce warzywnej. Zjadłam z apetytem na podwieczorek, a na kolacje piekę ten serniczek , który na razie siedzi w piecu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz