niedziela, 13 marca 2011

Faza II dzień trzeci PW

Dziś już wiem że ta dieta zostanie ze mną na długo. Powodów jest wiele, a jeden z nich to waga. Dziś z rana stanęłam na wadze jak pan bóg mnie stworzył i oczom nie wierzę. 85,6, a że nie wierzę to przedeptuję, znowu włażę i znowu nie chce być więcej. Rewelka bo w 10 dni straciłam aż cztery kilo!!!
Ktoś może powiedzieć że nad czym tu się zachwycać. Cztery kilo w tydzień na niejednej diecie się zrzuci. Niby racja, ale nie wiem jak Ty drogi czytelniku, ale ja wtedy chodzę zazwyczaj potwornie głodna, zmachana po ilości brzuszków i przerażona, że jak tam mam walczyć o każdy kilogram mniej do końca życia to zwariuję, albo polegnę.
Ja przez te całe dziesięć dni nie byłam głodna, jadłam właściwie to co lubię bo mięsna ze mnie Bigbabcia, pierwsze dni co prawda bardzo za mną chodził chlebek, bo nadal piekę dwa razy w tygodniu chlebuś domowy dla mojego męża, chociaż on stwierdził, że nie muszę, ale uwielbiam ten zapach w domu i z czymś wypada walczyć, więc walczę z pokusą odkrojenia sobie kromeczki domowego.
Dziś trzeci dzień fazy PW więc na śniadanie jajka na miękko i biały serek, ogórek poplasterkowany, a na obiad oczywiście moje ulubione leczo z papryki, cebulki, cukinii, pomidorów puszkowych, indyka, doprawione ziółkami. Zupencję z brokuła ugotowałam tak przy okazji na mleku 0% bo zostało włoszczyzny, jakaś marchewka cebulka, na kostce warzywnej. Zjadłam z apetytem na podwieczorek, a na kolacje piekę ten serniczek , który na razie siedzi w piecu.

Twój Strażnik wagi

czwartek, 10 marca 2011

Siódmy dzień fazy I

Waga z rana 85,6. I co najśmieszniejsze ja ani dnia nie byłam głodna. Od wczoraj woda stoi cały czas przy mnie. I co dziwne, zawsze miałam problem z dietami, przy których należało pić ponad 1,5 litra wody mineralnej dziennie. Ogólnie pije niewiele, ale od wczoraj chce mi się na okrągło pić i to nie kawy, herbaty czy jogurtu, ale właśnie wody. Sama przyjemność. Najpierw piłam wodę z plasterkiem cytryny, ale dziś od rana ręka sama chwyciła za mój kielich na wodę i chłeptałam jak psiak po spacerze do dna. Po śniadaniu znowu mnie trafiło i kolejny kielich pół litra zniknął. Już za to samo zaczynam kochać tą dietkę. Inna sprawa że później biegusiem leciałam oddać tą wodę, ale płukać każdą komóreczkę należy a najlepiej robić to z przyjemnością picia oczywiście.
Od jutra druga faza Dukana, więc zaczynam od leczo. Papryka, pomidorki, cebulka, czosnek, mięsko i ziółka. To chodzi mi dziś po głowie, a na drugie śniadanie mam super rarytas, dostałam groszek zielony i schrupię go z wielką przyjemnością.


Twój Strażnik wagi

piątek, 4 marca 2011

Dzień pierwszy

Waga z rana 89,6 kg...
Założyłam że pierwsza faza uderzeniowa będzie trwała 7 dni. Nie ma zmiłuj się, nie pozbawię się szansy zrzucenia całego dotychczasowego balastu wagi, ale założyłam też, ze każdy kilogram mniej, który nie wróci też będzie moim zwycięstwem.
Tchochę życia przede mną i szkoda je sobie spitolić na kompleksy i dźwiganie kartonu smalcu w boczkach, udach i na dupsku.
Na śniadanko w moim wydaniu dość późne zjadłam dużą pierś kurczaka upieczoną na grillu wcześniej umazaną w musztardzie francuskiej i ziołach. Właściwie to nie było jedzenie tylko żarcie, ale smakowało mi bardzo.
Profilaktycznie ugotowałam w międzyczasie 4 jajka na pół miękko, tak na wszelki wypadek głodomorry.
Tak więc pierwszy dzień przeżyłam na:
piersi z kurczaka (dużej!)
4 jajka na pół miękko (Dukan pozwala na jajka w każdej postaci)
3 szklanki jogurtu własnej roboty (wyszedł nawet niezły no i na pewno mniej niż 1% tłuszczu) Jogurtownicę kiedyś kupiłam na rynku za całe 2 złote. Widać jak mało kto wie co sprzedaje, a całe urządzenie podobne jest do podgrzewacza butelek tyle że ma większe miejsce na butelkę czy wkład do jogurtu. Jogurt wychodzi z niej świetny, a do produkcji jogurtu w domu wystarczy mały jogurt, mleko i jogurtownica albo urządzenie, które daje ciepełko w granicach 42 stopni.
puszka tuńczyka i jajko zamieszane z łyżeczką musztardy.

Dało się przeżyć, głodna nie byłam. Ilości herbat, wody i kawy nie zliczę. Chciało mi się bardzo pić...

O i weszłam na dieta.pl gdzie założyłam sobie konto, zrobiłam suwaczek i czytam ostro wszystko co dotyczy Dukanowskiej diety i potyczek forumowiczek z kilogramami. Nie mam jeszcze odwagi tam pisać ale może za jakiś czas...

Twój Strażnik wagi

czwartek, 3 marca 2011

Przed spotkaniem.

Kiedy weszłam na wagę, załamałam się. Tyle jeszcze nigdy nie ważyłam. Moja waga to coś pomiędzy 58 a 62kg a tu taka tragedia 89 kg z przecinkiem dużym! Dobijam do 90 KILO!!! Ostatnie 3 lata próbuję walczyć z tymi nadwyżkowymi kilogramami, ale jakoś tak bezskutecznie. A właściwie skutecznie, bo po każdej mojej walce przybywa kolejne 5 kg. Nie od razu, najpierw ubywa dwa a później przybyła pięć!
I tym sposobem w ciągu 7 lat nabyłam ponad 20 kg zbędnego balastu, a właściwie tłuszczu.
Tłuszcz w kostkach... cholera tego jest już ponad 100 kostek!!!
To już nie przelewki, zaczynam rosnąć w szerz a w górę jak stanęłam to stoję i może lepiej się nie mierzyć bo okaże się, że maleję...

Dlatego kiedy trafiłam na dietę Dukana, nie jestem już tak pełna optymizmu, że się uda, a raczej chwytam się jak tonący brzytwy. Co było impulsem, że jednak będę próbowała?
Dwie nasze przemiłe sportsmenki, które w czasie ciąży też przybrały coś koło 20 kg i na diecie białkowej straciły je w 3 miesiące. Co prawda zaczęły szybko ćwiczyć, ale Dukan proponuje ćwiczenia nie od razu, więc jak się wbiję w kostium to mam basen, rower i drążek, tyle że na dziś na drążku dziś zaledwie potrafię powisieć, na basen nie wejdę bo wodę z niego wychlapię, a na rowerze wyglądam jak słonica w ciąży, więc zaczynam od diety i cichego pedałowania w domowym zaciszu.
Jutro pierwszy dzień diety.
Przygotowałam sobie dużą pierś z kurczaka, grilla elektrycznego ustawiłam w kuchni na honorowym miejscu, żeby był pod ręką. Nastawiłam domowy jogurt z jogurtu 1% i mleka 0% łaciate. No i jajka zdobyte od kury podwórzowej.

Powinnam dać radę.